Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gwiazdka 20 lat temu

Michał Wroński
W 1989 roku w sklepach królowały jeszcze towary rodem z PRL.
W 1989 roku w sklepach królowały jeszcze towary rodem z PRL. Fot. Grzegorz Mehring
Pod choinkę dostaliśmy banknoty o nominale 200 tysięcy złotych i spóźnioną o szesnaście lat premierę filmu "Emanuelle". Sklepy już nie straszyły pustymi półkami, lecz na "szaberplac" wciąż chodziły tłumy. O atmosferze Bożego Narodzenia 1989 roku pisze Michał Wroński.

Staliśmy w rozkroku. Już nie w PRL-u, ale jeszcze nie w III Rzeczpospolitej. Tak na ulicach, jak i na łamach śląskich gazet dominowała polityka i pieniądze. W ciągu kilku poprzedzających święta tygodni "czołówki" codziennie pełne były sensacyjnych doniesień z NRD, Czech, Związku Radzieckiego i Rumunii. Działy się rzeczy, o których jeszcze kilka miesięcy wcześniej niewielu śniło. "Niezatapialny" Erich Honecker najpierw został wyrzucony z partii, a następnie trafił do aresztu domowego. Czesi krzyczeli "Havel na hrad", Michaił Gorbaczow układał się na Malcie z Georgem Bushem i ściskał rękę Jana Pawła II, a tuż przed samą Wigilią Rumunii wyszli na ulice, by zakończyć dyktaturę Nicolae Ceaucescu. Pojałtański system trzeszczał w szwach, lecz wciąż jeszcze funkcjonował Układ Warszawski i doktryna Breżniewa. Co miało wyniknąć z tej zawieruchy? Tego nie wiedział nikt.

- Istnieje wprawdzie wizja budowy wspólnej Europy, ale jej kształt jest ciągle dość mglisty (...) Gdyby rozpadł się Związek Radziecki stanowiłoby to ogromne zagrożenie dla Europy. Niemcy stałyby się znów niepodważalnym mocarstwem w Europie. Moim zdaniem Związek Radziecki nie rozpadnie się (rozpadł się dwa lata później - przyp. red.) - prognozował w rozmowie z dziennikarzem Dziennika Zachodniego prof. Adam Bronke z Instytutu Nauk Politycznych Polskiej Akademii Nauk.

W Polsce tymczasem posłowie sejmu kontraktowego przymierzali się do zmian w Konstytucji. Od pół roku premierem był wywodzący się z opozycji Tadeusz Mazowiecki, prezydentem - reprezentujący "ancien regime" generał Wojciech Jaruzelski. Pewnym było już, że do lamusa historii odejdzie zapis o "przewodniej roli" PZPR (w ramach samej partii trwały zresztą gorączkowe dyskusje o ewentualnych zmianach "kursu"), wciąż jednak nie było pewne jaki będzie los Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i orła bez korony. Związany z Uniwersytetem Śląskim prof. Walerian Pańko jako szef rozpoczynającej działalność Komisji Samorządu Terytorialnego tłumaczył jak ma wyglądać coś, czego od dawna nikt w Polsce nie widział. Poniekąd zbliżone zadanie miał zresztą firmujący swym nazwiskiem program reform gospodarczych minister finansów Leszek Balcerowicz. Porządku po staremu pilnowała Milicja Obywatelska (z początkiem grudnia Sejm zlikwidował natomiast ORMO i Urząd ds. Wyznań), ale ona też niespecjalnie wiedziała jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Gdy 13 grudnia protestujący w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego demonstranci obrzucali w Katowicach gmach Komitetu Centralnego PZPR kamieniami i butelkami z benzyną - nie interweniowała. Niespełna tydzień później rzecznik resortu spraw wewnętrznych oficjalnie odniósł się na łamach prasy do pytań o uczestnictwo milicjantów w nabożeństwie odbywającym się w gdańskim kościele p.w. św. Brygidy.

- Nie kłóci się to z kierunkiem przemian przeprowadzanych w resorcie spraw wewnętrznych - zakomunikował podpułkownik Wojciech Garstka.

Śląski grudzień '89 zdominowały tematy związane z górnictwem. Z okazji Barbórki tradycyjnie wręczono tytuł "Zasłużonego Górnika PRL", ale same obchody były dużo skromniejsze niż w minionych latach. W cechowni katowickiej kopalni Wieczorek premier Mazowiecki dziękował górnikom za pracę w soboty (co było zresztą odpowiedzią na jego apel), a prezydent Jaruzelski pod pomnikiem poległych na kopalni Wujek przekonywał (przy wtórze mało pochlebnych okrzyków działaczy Konfederacji Polski Niepodległej), że "weszliśmy na nową drogę". Dokąd miała nas zaprowadzić - tego nie sprecyzował. Wszyscy jednak wiedzieli, że górnictwo czekają zmiany. W mediach trwały dyskusje i polemiki. Modnym zwrotem stało się "usamodzielnienie kopalń" (pierwsze zakłady wyrwano ze Wspólnoty Węgla Kamiennego jeszcze w grudniu), "upodmiotowienie załóg" oraz "urealnienie cen węgla". To ostatnie miało być sposobem na uczynienie z górnictwa "efektywnej gałęzi naszej gospodarki"

- Gdzie na świecie tona węgla warta jest trzy czwarte litra wódki? - pytał podczas odbywającej się w redakcji Dziennika Zachodniego debaty Tadeusz Napieracz, zastępca dyrektora generalnego ds. technicznych WWK.

O zamykaniu kopalń, ograniczaniu wydobycia i redukcji zatrudnienia nikt jeszcze nie mówił, choć w gazetach można już było przeczytać o realnej perspektywie 400 tysięcy bezrobotnych w przyszłym roku. Najwyraźniej nikt nie przewidywał, że sztandarową branżę regionu już niedługo czeka gwałtowna kuracja szokowa.

- W naszym kraju węgiel zawsze był przemysłem narodowym. I tak będzie - zapewniał w grudniu '89 Tadeusz Napieracz podpierając się wyliczeniami wskazującymi na to, że wydobycie węgla kamiennego tak w świecie, jak i w Polsce będzie rosło aż do roku 2000.

Przybywało oddolnych inicjatyw. Gazety donosiły o planowanym sprowadzeniu do Katowic z Jugosławii pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego i deklaracji Kazimierza Kutza, który ogłosił, że przyznaną mu nagrodę im. Jerzego Ziętka przeznaczy na film o tragicznych wydarzeniach na "Wujku". Gorące emocje wywołało zaktywizowanie się pod wodzą Henryka Krolla mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie. Kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Podbeskidzia podpisało się pod listem protestacyjnym przeciwko planowanej budowie koksowni w czeskiej Stonawie, a poruszający tematykę ekologicznych zniszczeń w regionie dziennikarze upominali się, by wypracowywane tutaj pieniądze pozostawały na miejscu, a nie wędrowały do Warszawy.

- Obecny stan aglomeracji górnośląskiej jako rezultat długoletniej błędnej polityki gospodarczej musi być zmieniony. Lokalne władze nie mogą być dłużej petentem wobec przedsiębiorstw rządzonych przez centrum. Nie wolno nadal tolerować tego, że np. 97 proc. dochodów rad narodowych szczebla podstawowego i wojewódzkiego znajduje się w administracji aparatu skarbowego podległego ministrowi finansów. Taki wyzysk jest po prostu niemoralny - można było przeczytać na łamach DZ

W tle wielkich przemian "nowe" rozpełzało się w życiu codziennym. Mieszkancy regionu, którzy do niedawna godzinami stali w kolejkach po podstawowe produkty spożywcze, teraz zobaczyli w sklepach jeśli jeszcze nie całkiem pełne, to przynajmniej w miarę solidnie wypełnione półki. Niewielu mogło jednak z tego w pełni skorzystać. Choć pieniędzy w portfelach przybywało, to ich wartość topniała w oczach. Czy kieszenie sprostają świątecznej tradycji - krzyczały prasowe tytuły. Rząd zapowiadał powstrzymanie hiperinflacji w perspektywie przyszłego roku, lecz póki co, tuż przed świętami NBP zaprezentował dwa nowe nominały banknotów: 50 tysięcy i 200 tysięcy złotych. Nieoficjalnie mówiło się, że projektowany jest już banknot o nominale 1 miliona złotych, zaś dziennikarze z przekąsem komentowali, iż mianem milionera może określić się już każdy "kto ma telewizor, lodówkę i dywan". Gazety pełne były tekstów o wątpliwej celowości oszczędzania w PKO (by uspokoić nastroje, bank oficjalnie potwierdzał bezpieczeństwo kont), waloryzacji emerytur, zmianach podatkowych, ograniczaniu ulg i możliwości ewentualnego zwolnienia z pracy. Organizowane w redakcjach telefoniczne dyżury ekspertów za każdym razem wywoływały burzę telefonów ze stron Czytelników. W tytułach artykułów przez wszystkie przypadki odmieniano słowa: zapaść, brak i drożyzna. Wskutek braku dofinansowania z budżetu drogowcy obniżyli standardy zimowego utrzymania dróg, kosztownym wydatkiem stał się wypad na narty (jednorazowy wyjazd orczykiem na Skrzyczne kosztował ok. 1000-1200 złotych) i sylwestrowa zabawa (w renomowanej restauracji w Katowicach od pary brano 150 tys. złotych). Brakowało leków w aptekach, części do sprzętu AGD, a usługi fachowców stawały się coraz droższe. Mimo tego, gdy tuż przed świętami w katowickim BWA odbyła się aukcja na Fundusz Wspierania Inicjatyw Społecznych i Gospodarczych premiera Mazowieckiego zebrano olbrzymią kwotę.

Była też druga, bardziej jasna strona "medalu". Złotówka, jakkolwiek słaba, od 1 stycznia miała zyskać wewnętrzną wymienialność. W tonie prawdziwej rewelacji gazety oznajmiały, iż zagraniczne banki chcą otwierać u nas swoje przedstawicielstwa (jako pierwszy zrobił to Deutsche Bank). W ślad za bankowcami poszły uznane marki handlowe. I tak w grudniu 1989 wiadomo już było, że od nowego roku w Katowicach pojawi się pierwszy sklep firmy Bosh, a pół roku później będzie można płacić złotówkami w sklepach PEWEX-u. O perspektywach tej ostatniej sieci na łamach śląskiej prasy wypowiadał się jej dyrektor handlowy, Marian Zacharski - bardziej znany jako bodaj najsłynniejszy szpieg PRL-owskiego wywiadu, za swe dokonania skazany przez sąd USA na karę dożywotniego więzienia (po czterech latach odsiadki wymieniono go w Berlinie na osoby odsiadujące wyroki w więzieniach bloku wschodniego).

Wahając się nazwać to jeszcze po imieniu wchodziliśmy w nowe dla nas realia wolnego rynku. "Prewencyjnie" zostawialiśmy sobie jednak pewne "narzędzia" poprzedniej epoki. Swoistym kuriozum tego czasu był fakt, iż w prasowych notatkach podających kursy walut, uwzględniano trzy punkty odniesienia: PKO, kantory i... czarny rynek. W połowie grudnia za dolara w oficjalnej wymianie płacono 7000 złotych, niemiecka marka warta była 3800 złotych. Reporterzy na bieżąco informowali też Czytelników o sytuacji na katowickim "szaberplacu", gdzie liczne grono stałych bywalców szukało upominków pod choinkę.

- Można tu (...) kupić dla małżonki ekspres do kawy, dla męża z kolei komplet narzędzi, wiertarkę itp. Sporo jest węgierskich bluzek, a i tureckich kożuchów nie brakuje - donosiła ówczesna prasa. Na "wolnym" można było się ubrać, ale też kupić najnowsze nagrania Madonny, Michaela Jacksona oraz ówczesny hit - "Lambada". Za piracką kasetę wideo z przygodami Indiany Jonesa trzeba było wydać 40 tys. złotych. Kto wybierał się do kina, miał nie lada okazję trafić na śląską premierę "Emanuelle" - pikatny obraz wyświetlany był w katowickim "Rialcie", zabrzańskiej "Romie" i rybnickim "Ślązaku". Co prawda francuski erotyk kusił widzów z Zachodu szesnaście lat wcześniej, ale w naszych realiach wciąż jeszcze miał posmak nowości.

Co 20 lat temu można było zobaczyć na małym i dużym ekranie

Boże Narodzenie roku pańskiego 1989 było pierwszym, podczas którego w polskiej telewizji w wigilijny wieczór można było wysłuchać orędzia prymasa (choć pasterkę z Watykanu zaczęto już transmitować trzy lata wcześniej). Były to również pierwsze święta bez głównego wydania Dziennika Telewizyjnego - od 18 listopada 1989 wieczorny serwis informacyjny TVP ukazywał się bowiem pod nazwą Wiadomości. Od trzech lat widzowie mogli oglądać Teleexpress, od niespełna roku mieli do dyspozycji telegazetę, ale jeszcze prawie dwa lata musieli poczekać na nadawaną w "dwójce" Panoramę (o serwisach komercyjnych nadawców nie wspominając - te miały pojawić się dopiero na początku lat 90).

Co poza informacją oferowała w grudniu 1989 r. TVP? W poprzedzających święta dniach roboczych widzowie "jedynki" mogli zobaczyć w akcji Dona Johnsona i Philipa Michaela Thomasa, czyli bohaterów kryminalnego serialu "Policjanci z Miami" i był to jeden z nielicznych seriali, jaki oferowała wówczas ta stacja. Większość czasu antenowego między godzinami przedpołudniowymi a popołudniem wypełniały programy rolnicze (przykładowa tematyka: Mechanizacja zbioru zielonek na kiszonkę) i edukacyjne. Wieczorem królowała publicystyka. W "dwójce" wyświetlany był polski serial historyczny "Przyłbice i kaptury", a wieczorem Zygmunt Kałużyński w "Perłach z lamusa" prezentował wybrane arcydzieła światowej kinematografii.

Na dużym ekranie zdecydowanie przeważały produkcje "made in USA":

"Commando" z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, pierwsza część "Akademii Policyjnej",

"Czarownice z Eastwick" z Cher, Susan Sarandon, Michell Pheiffer oraz Jackiem Nicolsonem ,

"Szklana pułapka", czy wielokrotnie później wznawiany na małym ekranie "Miłość, szmaragd i krokodyl".

Repertuar kin uzupełniała "Niekończąca się opowieść" (RFN), "Ostatni cesarz" (Wielka Brytania) i polski "Kogel - mogel". Co ciekawe, w Katowicach działało wówczas siedem kin.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto