Wczorajszy występ Leonarda Cohena w katowickim Spodku z pewnością do takich można zaliczyć. To był jeden z najpiękniejszych koncertów, jakie w ostatnim czasie miały miejsce w naszym regionie. Katowicka hala wypełniona była po brzegi fanami kanadyjskiego barda, którzy przybyli z najodleglejszych zakątków Polski, na co wskazywały rejestracje samochodów zaparkowanych wokół hali.
Leonard Cohen, trwający ponad 3 godziny koncert, rozpoczął od mocnego akcentu - słynnego "Dance me to the end of love", które wywołało wielką euforię wśród publiczności. Niejedyną tego wieczoru. - Dziękuję wam, moi przyjaciele - mówił ze sceny artysta.
Klimat, który udało się wytworzyć Cohenowi był niepowtarzalny. Chociaż grał w wielkiej hali, to udało się zachować kameralność koncertu. Czuć to było m.in. podczas utworu "Chelsea Hotel", którą Leonard Cohen poświęcił Janis Joplin (Kanadyjczyk był w niej zakochany). W doskonałej formie był nie tylko wokalista, ale i towarzyszący mu muzycy, w tym basista Roscoe Back, który jednocześnie pełni rolę kierownika muzycznego zespołu. Każdy instrument na swój sposób był pięknie wyodrębniony. Uwagę zwracały dwie chórzystki - The Webb Sisters, które nie tylko dodawały uroku piosenkom swym nienachalnym, delikatnym wokalem, ale i włączały elementy akrobatyczne do występu. Duży aplauz wywołały m.in. "Tower of song" i "Suzanne" - od których Cohen rozpoczął drugą część koncertu. Retrospekcja najważniejszych okresów w karierze kanadyjskiego barda wypadła znakomicie.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?