Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Banasik, znany katowicki pianista, zmarł podczas koncertu na Bali

Michał Smolorz
Katowicki pianista Michał Banasik zmarł 19.10 na Bali
Katowicki pianista Michał Banasik zmarł 19.10 na Bali Fot. arc
Michała Banasika (1941-2010), zmarłego niedawno katowickiego kompozytora wspomina Michał Smolorz

Nie mieścił się w utartych kanonach sztuki. Nikt nie wiedział, czy traktować go w kategoriach muzyki poważnej, czy rozrywkowej. Stworzył setki wspaniałych kompozycji, lecz zostało po nim niewiele - większość dzieł improwizował, a nikomu nie przyszło do głowy, by je spisać. Mieszał wirtuozerię pianistyczną z organową, na to wszystko nakładał brzmienia elektroniczne. Umarł niespodziewanie 19 października 2010 roku z dala od Śląska, hen, pośród indonezyjskich wysepek.

Rodowity katowiczanin z wojennego rocznika 1941, absolwent tutejszej Akademii Muzycznej. Najbardziej zapamiętano go z duetu fortepianowego Banasik-Zubek (z lat 1974-84), choć był to jeden z jego wielu artystycznych pomysłów.

Organista w katedrze

Poznałem go u schyłku lat 60. ub. wieku, gdy był organistą w katowickiej katedrze, ja zaś pryncypialnym ministrantem. Wielekroć proboszcz wysyłał mnie na chór z napomnieniem do artysty, gdy ten w twórczym zapale przygrywał do mszy tematami z Beatlesów. Zdarzało mi się też budzić go, kiedy po całonocnych jam-sessions drzemał na kontuarze. Po mszach słuchaliśmy niekończących się improwizacji na tematy od Bacha do Gerschwina, co nieraz kończyło się spóźnieniem do szkoły.

Katedra pozostała jego ulubionym miejscem uprawiania muzyki, wracał do niej wielokrotnie, zawsze wydobywając z organów zaskakujące brzmienia, tworząc prawdziwe muzyczne misteria. Koncertował tam wspólnie z wirtuozem klasycznej organistyki Julianem Gembalskim, jak i z zanurzonym w elektronicznych brzmieniach Józefem Skrzekiem.

Komponował do filmów

Najwięcej zostało po Michale Banasiku muzyki filmowej, przede wszystkim do obrazów Janusza Kidawy i dokumentów Wojciecha Sarnowicza. Choć i te dzieła improwizował, to z powodów czysto formalnych musiał po nagraniu przepisać je na papier nutowy (dla ochrony praw autorskich producenci wymagają dostarczenia partytury). Kilkakroć miałem zaszczyt produkować filmy z jego muzyką, więc wiem jak trudno było skłonić go do takich formalności, a przecież dzięki tej "biurokracji" mógł potem otrzymywać tantiemy. On sam nie dbał o to, kiedy raz stworzona improwizacja przeszła już przez instrument, natychmiast o niej zapominał. Gdyby dopilnowywał tych powinności, byłby zapewne zamożnym człowiekiem, niepoliczalne zasoby jego nagrań krążą do dziś w obiegu, nie przynosząc autorowi należnych profitów.

Umarł pośród owacji

Żył z bieżących kontraktów. W czasach duetu fortepianowego zdobył wielką popularność w Niemczech. Mieszkając w Katowicach, przez wiele lat koncertował za Łabą i zajeżdżał kolejne mercedesy, podróżując tam i z powrotem po 100 tys. kilometrów rocznie. Ostatnich kilkanaście lat spędził na statkach wycieczkowych, pośród arktycznych lodowców dając niezapomniane koncerty; rejsy z jego udziałem były wyprzedane z dużym wyprzedzeniem. Najmniej wykorzystany był we własnym środowisku. A był typem twórcy, który potrzebuje mądrego mecenasa, co to i zadba o organizację pracy artystycznej i sprawy socjalne. W czasach PRL-u, przy wszystkich grzechach tamtego ustroju, każdy wybitny twórca otrzymywał taką opiekę ze strony publicznych instytucji impresaryjnych i administracji. Po 1989 roku gdzieś ta sprawa umknęła. Niestety, na rodzinnym Śląsku, pośród artystów zapomnianych przez publicznego mecenasa, także Michał Banasik powoli znikał ze społecznej świadomości - a przecież choć dobiegał 70., wciąż był pełen twórczej energii, artystycznych pomysłów i zapału.

W wojewódzkim i miejskim Wydziale Kultury od dawna nikt nie miał pomysłu na wykorzystanie jego potencjału, coraz więcej urzędników nie wiedziało, kto to taki. Bo nie antyszambrował przed drzwiami gabinetów, nie zabiegał o stypendia i kontrakty, nie pisał aplikacji o dotacje. Jedynie w przerwach między rejsami dawał sporadyczne koncerty w katedrze, czasami pojawiał się na kameralnych imprezach. W 2004 r. przygrywał w Teatrze Śląskim na 75. urodzinach Kazimierza Kutza, dwa lata później, gdy po remoncie otwierano katowickie kino Rialto, genialnie improwizował do starych dokumentalnych filmów.

Umarł wymarzoną śmiercią artysty - pośród owacji wstał od fortepianu, ukłonił się i padł bez tchnienia. Szkoda, że gdzieś na Bali, a nie w Katowicach.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto