Futbolowy rynek jest już jednak wyraźnie wydrenowany.
- Swoich menadżerów mają już nawet zawodnicy w czwartej lidze, choć czasem trudno w to uwierzyć. Często im powtarzam, że jeśli są dobrzy, to i tak zostaną wypatrzeni, a przy podpisywaniu umowy mogą wziąć ze sobą prawnika, co będzie tańsze i dla nich, i dla nas, ale takich przypadków właściwie się nie spotyka - opowiada Damian Bartyla, prezes Polonii Bytom.
W ramach zachowywania wspomnianego rozsądku Mazur od początku swoich rządów na Roosevelta wprowadził nowe zasady.
- Jeśli menadżer sam przywozi nam na testy piłkarza, o którego nie zabiegaliśmy, nie widzę powodu, by klub miał ponosić z tego tytułu koszty - mówi szef Górnika. - Przyjęliśmy więc takie rozwiązanie, że to menadżer płaci za hotel, wyżywienie i transport zawodnika, ale jeśli postanowimy go kupić, wówczas zwracamy menadżerowi trzykrotność jego wydatków. Generalnie więc ryzyko ponoszą obie strony - komentuje Mazur.
Takie rozwiązanie było wynikiem przeglądania dokumentów z poprzednich lat.
- Okazało się, że w rubryce koszty widnieją spore kwoty, jakie klub ponosił właśnie ze względu na utrzymywanie tabunów testowanych zawodników, których na przykład przywożono na zagraniczne zgrupowania i Górnik płacił za ich pokój i wyżywienie. Nawet w kontekście krajowych testów były to spore kwoty, bo przywożono całe autobusy piłkarzy - przyznaje Mazur.
W Bytomiu menadżerowie w podobnym przypadku także mogą liczyć na zwrot kosztów.
- Ale bez mnożenia ich przez trzy - zastrzega Bartyla. - Nasze wydatki i tak są duże, przecież sama prowizja mena-dżera to średnio dziesięć procent rocznych zarobków zawodnika. Nawet jeśli piłkarz ma kartę w ręce od tych opłat nie sposób uciec, więc pojęcie pozyskiwania zawodnika za darmo to po prostu fikcja - nie ukrywa szef Polonii.
- Kupowanie piłkarzy niczym się nie różni od kupowania bułek - dodaje prezes Górnika. - Ktoś chce je sprzedać, ktoś ich potrzebuje, spotykamy się gdzieś pośrodku - twierdzi Mazur. - Nie zamierzam więc menadżerom zabraniać wstępu na stadion. Żeby tak się stało, to któryś musiałby mnie chyba okraść - kończy Mazur.
Z Januszem Osterem, menadżerem FIFA, rozmawia Rafał Musioł.
Sprawa Odry sugeruje, że to menadżerowie ciągną kluby na dno...
Niech Odra ujawni nazwiska tych menadżerów, czy to są osoby z licencjami, czy bez. A przede wszystkim kto podpisał umowy ze strony klubu, bo przecież ktoś te prowizje zaakceptował!
Można podpisać umowę z klubem nie mając licencji?
Nasz rynek jest jeszcze dziki. Na Zachodzie klub, który podpisałby taką umowę, zapłaciłby 50.000 euro grzy-wny, u nas nie ma takich regulacji.
Niezależnie od wszystkiego wasze prowizje działają na wyobraźnię...
Ich wysokość jest zróżnicowana, nie można uogólniać. Warto też pamiętać o kosztach. Trzeba zdać egzamin licencyjny, za który się płaci 5.000 zł, opłacać roczne ubezpieczenie od 1.500 do 5.000 zł, a od umów odprowadzić podatek. Przy każdym transferze trzeba przeprowadzić mnóstwo rozmów telefonicznych, najeździć się po klubach, odebrać zawodnika z lotniska albo przewozić go na testy, i nie ma gwarancji, że umowa zostanie sfinalizowana. My naprawdę pomagamy, a nie szkodzimy. Proszę sobie wyobrazić zawodnika, który zamiast trenować, jeździ z klubu do klubu nie wiedząc czy może być w nim potrzebny. Menadżer jest od tego, by te elementy układanki do siebie dopasować.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?